10.03.2018
20:00
KLUB B90
81-683 Gdańsk, Doki 1
Kolejna gala KPW Arena jest już historią. I to jaką historią! Około 800 osób miało okazję nie tylko podziwiać, ale stać się częścią tego nietuzinkowego widowiska, które mocno wpłynęło na układ sił w federacji.
Pierwszą walką wieczoru miało być starcie trzech tag teamów, ale okazało się, że jeden z zawodników (Sawicki) był niedysponowany, więc pewny siebie Rosetti przystąpił do nierównej walki w pojedynkę. Nie omieszkał jednak zaprosić posiłków w postaci Kaszuba i Alisy, którzy wielokrotnie uprzykrzali życie pozostałym uczestnikom walki. Po długiej, wyczerpującej walce obfitującej w wiele zwrotów akcji i podniebnych ewolucji zwycięzcami zostali Peter Pannache i Boski Ostrowski po tym jak high flyer z Gniezna odliczył Adama Bravo.
Zanim rozpoczął się kolejny pojedynek w ringu pojawił się mistrz Kombat Pro Wrestling, niepokonany Piękny Kawaler. Samozwańczy Król Polskiego Wrestlingu jak zwykle nie szczędził gorzkich słów zarówno zgromadzonym widzom jak i członkom Sojuszu. Fani KPW byli niezwykle rozjuszeni cierpkimi słowami mistrza i dawali upust swoim negatywnym emocjom. Po kilku minutach wzajemnego przekrzykiwania się z publicznością lider Kawalerii ogłosił, że przyszedł czas na obiecaną biesiadę i zaprosił osobistego kamerdynera, który rozlał pierwsze kieliszki wódki i przez resztę wieczoru uzupełniał je wedle widzimisię mistrza i jego uczniów. Kawaleria zajęła, jak sami to nazwali, “lożę VIP” przy ringu i już do końca wieczoru zakłócali przebieg gali racząc siebie i wybranych szczęśliwców z widowni alkoholem.
Prowadzący galę przeprosił zgromadzonych fanów za zachowanie Kawalera i zapowiedział kolejną walkę. Bianca z trudem pokonała Alisę i udowodniła, że nie odda prymu wśród kobiet w KPW. Młoda zawodniczka pokazała się z dobrej strony – widać, że nauki Kawalerii nie idą w las.
Trzecim pojedynkiem gali “Na krawędzi” było starcie tytanów wagi ciężkiej – Gracjan Korpo podejmował Rona Corvusa w rewanżu z Godziny Zero sprzed dwóch lat. Zblazowany, ale niezwykle pewny siebie Korpo zapewnił publikę, że ciężko przepracował dwa lata od ostatniej walki i nie ma opcji by Węgier znów go pokonał, szczególnie biorąc pod uwagę, że większość czasu spędzał na piciu piwa. Gracjan od początku walki agresywnie nacierał na doświadczonego przeciwnika i wydawało się, że to może być jego dzień, a węgierska ikona hardkoru będzie musiała przełknąć gorycz porażki. Ostatecznie jednak tak się nie stało i to posiadacz mistrzowskiego kontraktu wygranego podczas walki Siedmiu Wspaniałych poradził sobie ze świetnie dysponowanym korposzczurem ku uciesze Szlamfestowej gawiedzi.
Po przerwie zaczęło się od mocnego uderzenia – Kamil Aleksander przed swoją walką z Robertem Starem musiał powiedzieć co mu leży na sercu. Skrytykował poczynania Kawalerii, zaprosił ich lidera na ring, do czego ten nie był skory, wolał domawiać następne kolejki.
Sama walka Roberta z Kamilem okazała się wielkim widowiskiem. Publiczność była podzielona – widać, że obaj zawodnicy zrobili wielkie wrażenie na widzach i tak naprawdę obaj zasłużyli na zwycięstwo. Po niezwykle wyrównanym i zaciętym pojedynku pierwszy polski mistrz musiał uznać wyższość gwiazdy rocka i Robert utrzymał swój status pretendenta do pasa mistrzowskiego KPW. To on podejmie Pięknego Kawalera na gali KPW Arena X 26 maja w Trójmieście i to w nim są pokładane największe nadzieje na zakończenie tyranii Kawalerii.
Walkę wieczoru ciężko nazwać inaczej jak blamaż. GREG i Kaszub po wejściu do ringu zachowywali się jakby za chwilę mieli rozerwać się wzajemnie na strzępy, ale gdy przyszło co do czego Kaszub podłożył się i oddał walkę. Żenujący pokaz i kolejny wielki środkowy palec w kierunku fanów polskiego wrestlingu.
Zażenowany Pan Pawłowski w towarzystwie jednego z sędziów zniknął za kulisami po niechętnym ogłoszeniu werdyktu, by po chwili powrócić z wiadomością z góry i przerwać celebrację Kawalerzystów. Okazało się, że to nie koniec tej gali, a zgromadzeni widzowie dostaną to, na co zasługują.
Nową walką wieczoru stał się pojedynek Davida Oliwy z GREGiem o pas KPW Oldtown. Oliwa zebrał ekstatyczne reakcje na swoim wejściu i z miejsca stał się faworytem publiczności. Przed oficjalnym rozpoczęciem walki Pawłowski dodał z łobuzerskim uśmiechem, że zapomniał wspomnieć o tym, że będzie to walka hardkorowa.
GREG od razu uciekł z ringu i miał ochotę uciec z hali, ale nie było mu to dane. Sama walka była niezwykle brutalnym pokazem siły, wytrzymałości i triumfem ducha nad materią. W ruch poszły krzesła, drabiny, jarzeniówki, klocki LEGO (!), klawiatura, a obaj gladiatorzy mocno krwawili. W kluczowym momencie w walce interweniował nawet Ron Corvus, który zasugerował GREGowi, że pas będzie należał niedługo do niego. Ostatecznie to pierwszy generał armii Pięknego Kawalera wyszedł z tego pojedynku zwycięsko i utrzymał pas mistrzowski KPW Oldtown.
Po walce rozpętało się piekło. Kawalerzyści zaatakowali zniszczonego Oliwę jak wataha wściekłych wilków, ale na pomoc przybiegł Sojusz. Aleksander, Pannache, Ostrowski i Mira szybko poradzili sobie ze zmęczonymi i nie do końca trzeźwymi przeciwnikami, ale gdy do gry wszedł paralizator to Kawaler i GREG odzyskali kontrolę. Dwójka socjopatów zbliżała się do bezbronnej Miry z paralizatorem, gdy na ring natarł Robert Star i siły się wyrównały.
Ostatecznie członkowie Sojuszu z nowym nabytkiem w postaci gwiazdy rocka, wyczyścili ring z przeciwników i po raz pierwszy to Kawaleria była w odwrocie! To ciekawy prognostyk przed zbliżającą się galą KPW Arena X, na której nastąpi ostateczne rozwiązanie kwestii Sojuszu i Kawalerii – tylko na czyją korzyść?